Zimno, ciepło, gorąco- o marzeniach słów kilka

 

 

 

 

***

 

Cześć!

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o marzeniach. Szeroko pojętych. Takim dziwnym czymś, co napędza nas do działania, dodaje skrzydeł, rozwija wyobraźnię i nie pozwala siedzieć w miejscu. Co koi po ciężkim dniu i nastraja pozytywnie, co cieszy nawet wtedy, kiedy wiadomo, że małe są szansę na spełnienie. O marzeniach przez duże M.

Przez ostatni czas zupełnie zapomniałam, że takie coś istnieje. Pochłonęły mnie całkowicie domowe problemy, przyziemne sprawy i choroby dzieci. Kompletnie pozbyłam się myśli innych, niż te dotyczące rodziny. Żyłam sobie zupełnie jakby obok, trochę nieświadomie.

Powoli wraca równowaga pomiędzy obowiązkami, a rzeczami przyjemnymi i muszę Wam powiedzieć, że pierwsze, co zauważyłam po tym czasie to to, że bez marzeń codzienność, to jakby wyblakły obraz. Niby wszystko toczyło się swoim rytmem, niby było fajnie, a jednak odczuwało się dziwną niemoc. Przez ten czas czułam się, jak gdybym spadła. Wiem, że mnie rozumiecie. Myślę, że jeśli czytają mnie mamy, to przynajmniej połowa z nich przybije mi piątkę, kiedy powiem, że w pewnym momencie zupełnie zapomina się o sobie i swoich potrzebach, że nawet nie ma się sił, żeby mieć zachcianki.

Ten stan trwa sobie i trwa, i nagle coś się zmienia i zaczynamy sobie przypominać, że halo! oto też tu jesteśmy, też chcemy! No i ja teraz to właśnie mam. To jest super!

I nawet jeśli nie spełnią się moje chcenia to samo pozwolenie sobie na nie już jest kojące…

Przeczytałam niedawno takie zdanie, żeby przestać chcieć letniego życia, żeby dążyć do tego, żeby było gorąco, twórczo, ciekawie. Pomyślałam, że niby o tym wiemy, niby uciekamy przed nudą, lenistwem i nicnierobieniem, ale tak naprawdę tylko garstce z nas udaje się żyć naprawdę po swojemu. Tylko niewielka część z nas potrafi rzucić wszystko i iść za swoimi marzeniami. Ja na codzień nie mam takiej odwagi. Ale im jestem starsza tym bardziej kusi mnie spełnianie swoich irracjonalnych potrzeb. Takich, po których będzie się miało co wspominać, na których myśl będzie się pękać ze śmiechu albo… z dumy.

Mam kilka marzeń. Jednym z nich jest posiadanie domu. Konkretnego, starego, pięknego domu. Dla nas to trochę jak strzał w łeb z bliskiej odległości 🙂 ale w sumie pomarzyć wolno, co nie? No i łażę sobie codzienne koło tego domu, zaglądam w okna, urządzam go w myślach — pielęgnuję ogród, mocuję kapliczki na drzewach, zbieram jabłka, jem w ogrodzie czereśnie, wołam przez okno dzieci na kolację… Robię tam jeszcze milion innych rzeczy — przygotowuję święta, pastuję podłogę, w bezsenną noc słucham cichutko muzyki, zamykam okna w czasie burzy, wyjmuję szarlotkę z pieca… No codziennie jestem myślami w tym domu. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek będzie mi dane robić to naprawdę. Bardzo bym chciała, chociaż zdaję sobie sprawę, że odbyło by się to ogromnymi kosztami. Każdymi, jakie jestem sobie w stanie wymyślić. Ale coż, jest to silniejsze ode mnie. Codziennie rano sobie tego życzę.

Wzdycham teraz ciężko… szkoda, że tego nie słyszycie, powinnam to nagrać… ten wzdych. 🙂

Ale co ja poradzę, kiedy chcenie jest takie silne? A co najlepsze zamiast się martwić, że po prostu nie stać mnie na tą chałupę to ja skaczę w duchu z radości, chce mi się bardziej niż mi się chciało, przybywa mi energii z każdą myślą i wydaje mi się, że przecież mogę zacząć robić to wszystko już teraz i przygotwać się mentalnie, kiedy dom już będzie mój (bo kiedyś przecież będzie, prawda?)

Tak więc już rozmyślam o remoncie mieszkania, o zmianach, które będą mnie cieszyć równie mocno jakbym robiła je w nowym domu. Już robię w myślach przemeblowanie, szukam lepszych rozwiązań, planuję jakie tapety, kolory i dekoracje chciałabym mieć…

To się napewno jakoś nazywa, psychologowie napewno wymyślili jakąś mądrą nazwę, na takie zastępcze działania. Na zapchaj dziurę w mojej szufladce z napisem „marzenia”…

Niech tylko wyniknie z tego coś dobrego…

W dużej mierze spełnianie marzeń to przecież wychodzenie ze strefy komfortu. A jak się z niej wyjdzie to wcale nie musi to okazać się takie bolesne. Może się okazać, że posiadanie gigantycznego kredytu i brak kasy na remont czy posiadanie domu z rozpieprzonym dachem jest mega fajne i warto sobie zrobić pod górkę, żeby to przeżyć.

Co Wy na to? Bo sama już nie wiem…   :)))

Ktoś z Was już to przeżył? Ktoś ma coś do powiedzenia w tej sprawie? Hmmm?

 

Ps. i jak zwykle zupełnie nie w temacie- zdjęcia… 😉

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2 thoughts on “Zimno, ciepło, gorąco- o marzeniach słów kilka

  1. Obserwuję Ciebie od niedawna na Ig, dzisiaj trafiłam tutaj. Czytam i uśmiecham się bo u mnie jest identycznie. Marzę o domu a nawet o małym i domku i kawałku własnej trawy. Choć wiem że to marzenie jest ciężkie do zrealizowania(kochany mąż za nic w świecie nie chce kredytu) nie poddaję się a w między czasie w myślach robię generalny remont mojego mieszkanka( i tutaj mam wolną rękę 😊). I wiesz co ,jak nie będę miała domu mam plan: będę miała nową kuchnię😊długo myślałam czy białą, szarą a może drewnianą. Ale już wiem. Zainspirowałaś mnie będę miała drewniano-białą!! Pozdrawiam, ślę moc całusów i proszę nie przestawiaj marzyć. Obiecuję to samo😘

    1. Bardzo się cieszę, że do mnie trafiłaś- będę Cię mocno wspierać w Twoich marzeniach i szczerze Ci życzę, żebyś trafiła do swojego wymarzonego domu. Już wiem, że będziesz tam miała pięknie. A póki co działaj! Wprawiaj się w remontach, wymyślaj i szalej :))) a jak już zrobisz kuchnię to koniecznie się pochwal 🙂 pozdrawiam Cię serdecznie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *