Wesele w lato, czyli luz w gaciach i radość trwania

 

 

 

***

 

 

Lato zawsze będzie kojarzyć mi się z biesiadami i plenerowymi imprezami. To taki czas, kiedy można w bardzo szybki sposób zorganizować nonszalanckie spotkanie ze znajomymi, bez większego wysiłku zrobić mini przyjęcie albo postawić wszystko na jedną kartę i wziąć ślub. 

Pamiętam doskonale te czasy, kiedy to przygotowania do wesela trwały okrąglutki rok.
Najpierw trzeba było utuczyć świnie i zgromadzić tony półproduktów, z których później wiejskie kucharki gotowały jedzenie przez calutki tydzień.
Pamiętam to, jak Boga kocham!
Pamiętam kilometry makaronu, suszącego się na wykrochmalonych ścierkach, pamiętam łabędzie z ciasta pływające w rosole, pamiętam rozgorączkowaną babcię, która martwiła się, czy aby smalec do smażenia kotletów się nie zepsuł, bo upał i facetów, którzy, delikatnie mówiąc, mieli wszystko to w poważaniu i od rana raczyli się Żytnią. No i nas dzieci. Sieroty jednej nocy, które tego jednego dnia mogły biegać sobie do białego rana, bo wszyscy byli zajęci zabawą i nieszczególnie interesowali się tym, co się z nami dzieje.

Umówmy się- wszyscy jesteśmy szczęśliwi, że takie imprezy są już za nami. Bo stres, jaki panował w tym czasie był nie do wytrzymania, a zabawa nierzadko kończyła się dramatycznie.

Dzisiaj zorganizowanie prawdziwie miłego wesela nie jest bardzo trudne. Wystarczy postawić na powolność i prostotę. Na naturalność i spokój. Na nastrój.
Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że wcale a wcale takie wesele nie musi być kosztowne.
To fakt, że kwiaciarnie oferują wspaniałe kompozycje z żywych kwiatów i liczą sobie za nie kosmiczne pieniądze. To prawda, że restauracje prześcigają się w wymyślaniu coraz bardziej hipsterskich dań, które wyglądają instagramowo i świetnie prezentują się na zdjęciu, ale nie smakują wujkowi Mietkowi.  To prawda, że szukamy idealnej sali, która musi być trochę boho, trochę klasycznie, no i koniecznie luksusowo. Co, po pierwsze jest trudne, a po drugie jest drogie.

Niby też stawiamy na luz, ale tak naprawdę spinamy się ogromnie, czy aby wszystko wygląda doskonale. 

Najważniejsza zasada organizacji imprez brzmi:

DOSKONAŁE NIE ISTNIEJE! 

Najlepiej już w przedbiegach poluzować gumkę w gaciach, bo stres i napięcie generują tylko problemy. Pomyśleć sobie o włoskim albo greckim weselu, gdzie  na stoły daje się to, co się ma, gdzie stawia się na naturalność i spontaniczność, na lokalne produkty. Gdzie najważniejsze w spotkaniu jest biesiadowanie, taniec i zabawa. 

Taki styl spotkania jest moim zdaniem najfajniejszy. I właśnie w takim luźnym stylu przygotowałyśmy razem z Karoliną Strzemińską-Krzempek z @zielona.doniczka.ceramics, aranżację weselną w Niszy, w ubiegłym roku.

Postawiłyśmy na białą porcelanę, bo tą kochamy najbardziej. Na proste dodatki- pojedyncze świeczniki, wazony upolowane na pchlich targach, brzozowe plastry, mech, kwiaty kupione u babuleńki, którą codziennie rano można spotkać na głównej ulicy w Cieszynie…
Bluszcz i czarny bez zerwałyśmy w ogrodzie. Wszystko to powtykałyśmy w kieliszki, wazy i miseczki, czyli to, co akurat było pod ręką.
Kolory dobierałyśmy ostrożnie, żeby było wesoło, ale żeby nie przesadzić. Do tego koniecznie świetlna zasłona, bo uwielbiam, jak coś miga mi w oczach, no i oczywiście świece- tutaj możecie szaleć.

Zasada — mniej znaczy więcej, w tym przypadku nie obowiązuje. 

Nie zabrakło również ścianki do zdjęć, bo przecież trzeba mieć jakaś pamiątkę z wesela!
Z muzyką nie będę się wymądrzać- sami wiecie, przy czym najlepiej się Wam je i rozmawia.
To chyba najbardziej niskobudżetowe wesele ever.

Muszę przyznać, że zabawa podczas aranżowania weselnego stołu była znakomita. Na sam koniec zjadłyśmy sobie przy nim kolację 🙂

Nie wiem jak wy, ale ja mam ogromną ochotę opuszczać, zawieszoną dawno temu, dość wysoko, poprzeczkę. Odpocząć, nacieszyć się chwilą, pobyć w teraźniejszości. Stąd pomysł na podzielenie się z wami weselem w takim właśnie stylu. 

Niech ten wpis służy, niech jego życie nie kończy się na przygotowywaniu przyjęcia weselnego. Niech zainspiruje was do zorganizowania mężowi, mamie, dzieciom letniego wieczoru. Zróbcie sobie uroczystą kolację, bez okazji, ale z poczuciem, że każdy dzień jest wielkim świętem. Bo jesteście razem, bo macie siebie, bo łączy was miłość.

A żeby wam sprawę ułatwić podaję menu na wieczór:

1. carpaccio z buraka z kozim serem i rukolą

2. sałatka z bobem, miętą i cytryną

3. czarny makaron z borowikami lub prościej- spaghetti aglio e olio, czyli, oliwa, czosnek, pietruszka

4. do tego ulubione pieczywo, ser i wino

a na deser jogurt z syropem klonowym, owocami i ulubionymi orzechami.

 

Bawcie się dobrze! 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *