***
Wakacje w domu z dziećmi…
O Jeeezu…
Kto jeszcze nigdzie nie wyjechał i spędza wakacje w domu, a do tego ma jeszcze dzieci (ilość sztuk w tym wypadku chyba nie ma znaczenia, chociaż jedno jęczące dziecko to przecież nie to samo, co trójka), może nam przybić piątkę.
Jakoś tak mi się wydaje, że wszystkie wątki w tej historii są mroczne, ale postaram się zakończyć happy endem. Otóż możliwości życia z dzieckiem w wakacje są takie:
- albo udawać głuchego i nie zwracać uwagi na nic, licząc się jednocześnie z mega bałaganem pod koniec dnia,
- albo posadzić jegomościa przed komputerem, telewizorem, telefonem i tabletem (teraz to już chyba wszystko na raz, bo dzieciom podobno nie wystarcza już jedna zabawka) i spokojnie zająć się obowiązkami, czyli w tym przypadku najprawdopodobniej kawą z koleżanką, zakupami przez internet i malowaniem paznokci,
- albo przeobrazić się w potwora- animatora, monstrum konstrukcyjne, pięcioletnią koleżankę z placu zabaw i bawić się z dzieckiem przez cały dzień- to opcja dla super rodzica, który daje radę, ale któremu coś lub ktoś poda obiad, żeby podczas zabawy nie doszło do zemdlenia i żeby sąsiedzi nie nakablowali, że dzieci chodzą głodne,
- albo opcja najtrudniejsza, ale taka której to, nie wiedzieć czemu, wszyscy pragną – znaleźć złoty środek, czyli jak to mówią- wilk syty i owca cała. Umówmy się, że w tym wypadku wilkiem będziesz Ty, a owcą (czyli tak zwanym baranem) dziecko. I teraz tak…
Jeśli wybierasz opcje numer cztery to- po pierwsze jesteś bardzo ambitnym rodzicem, który zna swoje miejsce na ziemi, ma ogarnięte poczucie obowiązku, a jednocześnie chce jak najlepiej spędzić czas ze swoim dzieckiem, bo nie wzięło się ono z przypadku (chociaż w to nie będę wnikać :))). Tak czy inaczej istnieje wiele powodów, żeby sądzić, że jednak kochasz to swoje małe cudo i pomimo totalnego braku czasu, a bywa, że i ochoty, chcesz dać mu piękne wspomnienia i zapewnić udane wakacje. Biedaku.
Wiedz, że zawsze będzie im mało, że choćby nie wiem co, zawsze znajdzie się coś, czego nie mają, a bardzo chcą, że jeśli przez jedną nanosekundę nie będzie atrakcji, jak w wesołym miasteczku to zaraz usłyszysz to straszne słowo na N… słowo, które powoduje u mnie powrót wrzodów i ból głowy. NUDA.
No ale spróbujmy.
My od czasu rozpoczęcia wakacji mamy w domu ciągle dzieci sąsiadów. Czasem jedno, czasem więcej. Czasem śpią u nas, czasem spędzają z nami cały dzień, jedzą z nami obiad, a czasem znikają na całe dnie i wtedy pojawia się dramat w oczach mojego dziecka, co będę dzisiaj robić???!
Przyznam szczerze, że wszystkie dzieci w naszej kamienicy są morowe, ale czasem mam ich już dość (włącznie z moimi oczywiście). Oprócz opieki nad nimi, gotowania dla garnizonu, rozstrzygania sporów i zapobieganiu kłótni (towarzystwo mieszane), muszę im nierzadko wymyślać zabawę, a to już dla mnie za wiele. Od jakichś 29 lat w nic się nie bawiłam i naprawdę nie wiem, co im podsuwać, bo wszystko jest nudne. Tzn. źle się wyraziłam, nie, nie nudne, ale każde z nich ma akurat na coś zupełnie innego ochotę, albo ma mini focha i blokuje resztę. Nie będę się wdawać w szczegóły, bo mogłabym do wieczora.
Oczywiście zdarzają się momenty, że bawią się znakomicie i tych jest chyba najwięcej, ale i tak nie ma dnia, żebym nie miała wrażenia, że kompletnie nie wiedzą, co ze sobą zrobić, że szwankuje im wyobraźnia.
U nas w domu od blisko 10 lat nie ma telewizora. Kalinka zna ten mebel z wizyt u dziadków i uważam, że świetnie wychowuje się dziecko bez tego rodzaju sprzętu. Kala jest wrażliwa, dobra i czyta książki. Przeraża ją krew, zawstydza nagość, boi się przemocy. Współczesne obrazy są nie dla niej- ma odruchy, jakie powinien mieć każdy zdrowy człowiek, który nie jest nasączony przerażającymi scenami z filmów i nierzadko bajek. W związku z tym ja się pytam, dlaczego nie potrafi spędzić czasu sama ze sobą? Dlaczego potrzebuje tylu bodźców i wrażeń? Czy to tylko u nas, czy u Was też? Czy już nie wystarczą prace ręczne i koniecznie musi być głośno, szybko i byle jak? Czy u Was też ważna jest ilość nie jakość w zabawie? Kompletnie nie wiem, co z tym fantem zrobić, a od jakiegoś czasu wydaje mi się, że mojemu dziecku przydały by się lekcje uważności. Myślę, że to ten czas kiedy powinnam ją nauczyć, że powinno się skończyć to co się zaczyna, a robiąc coś, koniecznie trzeba temu poświęcić czas i uwagę. Że bez pracy nie ma efektów, że wytrwałość równa się satysfakcja, że warto uczyć się nowych rzeczy i że to nie jest strata czasu.
Wakacje w domu są dla mnie czasem, kiedy wszystko widzę lepiej. Mam okazję zobaczyć wszystko to, co nie do końca mi się podoba i jednocześnie mam szansę coś z tym zrobić. Na dodatek mogę podsuwać takie rzeczy, które uważam za wartościowe, rozwijające i ciekawe. Nie starcza tego na zapełnienie całych wakacji, ale może umówmy się, że ja przedstawię Wam swoje pomysły, a Wy mi swoje i jakoś do września damy radę. Oto nasze propozycje:
Sposoby na nudę- Kala, Nina i Ala, czyli dream team oraz lekcje uważności
- Wspólne śniadanie przy świecach, szczególnie w deszcz, koniecznie z najlepszej porcelany i dłuuugo, w piżamach i bez pośpiechu. Bez spiny- nie musi być puszysty omlet, u nas kanapki spokojnie dają radę, ważne, żeby było śmiesznie.
- W kategorii 'wieczór filmowy’ polecamy- frytki z cukinii (posypane czarnuszką, czosnkiem w granulkach i polane kropelką oliwy- prosto i szybko) i do tego- „Dzieci z Bullerbyn” wszystkie części, „Marzyciel”, „Czekolada”, „Uczta Babette”, „Wenecja”, „Alicja w krainie czarów”, „Pan Kleks”, „Sposób na Alcybiadesa”, „Szatan z siódmej klasy”, „Muminki”. W niektórych senach zamykamy oczy („Wenecja”).
- Wieczór teatralny: „Szczęście Frania”, „Damy i huzary” (sic!), „Matka brata mojego syna”, „Brancz”- ulubiony Kalinki, „Rewizor”.
- Wspólne czytanie- pod jednym kocem, z dzbankiem herbaty poziomkowej i najlepiej w deszcz. Aktualnie Kala ma na nocnym stoliku „Kroniki Narnii”, ale zachwyciły nas także- „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek”- obie części, „Pożyczalscy”- wszystkie części, „Muminki”, „Rozbójnicy z Kardamonu”. W przypadku wielkiej nudy zbieracie dupska i wychodzicie czytać do najulubieńszej kawiarnii, gdzie siedzicie 3 godziny przy jednym dzbanku herbaty 😉
- Jeśli chodzi o gry to na tapecie mamy Ego family- to jest sztos! Gramy wszyscy! Jeśli macie możliwość to weźcie do zabawy jakąś ciocię, babcię lub kogoś dalszego z rodziny- jest wtedy śmieszniej.
- A jeśli chodzi o wspólne wyciszanie się, wielki deszczowy mrok albo niczym nieuzasadniony smutek to polecam teatr cieni. No i tutaj mamy radochę wszyscy- nasza mała Nina (2 lata), Kala (8 lat) i ja (***). Mamy trzy rodzaje tego typu zabawek. Mały projektor- latarkę o taki , teatr cieni na patyczkach o taki oraz teatr cieni z rąk. Wszystkie z Moulin Roty.
Jeśli chodzi o wszystkie zabawki świata to te są zdecydowanie naszymi ulubionymi. Polecamy je szczerze. Raz spróbujcie i sami zobaczycie, jakie to fajne. I całkiem niedrogie. Pomogły nam już w niejednej trudnej sytuacji. Najbardziej wtedy, kiedy Janka trafiła do szpitala. Wtedy wszystkie dzieciaki siedziały przed telewizorem, a my zamknięte w pokoju, w zupełnych ciemnościach, snułyśmy opowieści o księżniczkach, smokach i rycerzach. Powiem Wam, że wspaniale wspomina mi się ten wieczór, pomimo, że w tak strasznych okolicznościach. To była SIŁA WYOBRAŹNI. Rzadkie i bardzo, bardzo cenne.
Kolorowanie, prace ręczne, wyszywanie, haftowanie, nie wchodzi u nas w grę w przypadku Kalinki. Janka a i owszem, ale tylko mazakami po ścianach.
No dobra. Teraz Wasza kolej. Dajcie coś zanim tu oszaleję. 🙂
Alicja
***