Dziś przywitało nas piękne słońce.
Dziadek mróz odwiedził ogród przed naszymi oknami i zostawił po sobie biały szron.
Czas leci nieubłaganie- dotarło do do mnie dopiero wczoraj, kiedy wybrałam się na zakupy.
Zapas chusteczek higienicznych, prezent dla mamy na urodziny, kilka drobiazgów… i kiedy tak sobie chodziłam po tym sklepie zobaczyłam półkę wyłożoną po brzegi dekoracjami świątecznymi.
No ale w sumie czego się spodziewałam…
Tyle tylko, że nie jestem na to jeszcze gotowa.
I jeśli nawet mówię „tak” kupowaniu prezentów na miesiąc przed świętami, żeby uniknąć późniejszego biegania wśród tłumu, to zdecydowanie nie nadążam za świątecznym konsumpcjonizmem.
I znowu skłaniam się do tego, żeby powtórzyć przygodę z zeszłego roku- mniej znaczy więcej.
Święta były niezwykle skromne, nie pozwoliłam sobie na zakupowe szaleństwo i na ten jeden wieczór przygotowywaliśmy się z tego, co było w domu.
To były najprzyjemniejsze święta jakie do tej pory spędziłam.
Ale, ale…
Gadam o świętach, a w domu jeszcze nic ich nie wskazuje…
Sypialnie ciągle jeszcze letnio- jesienna.
Będę musiała pomyśleć o „ubraniu” jej w coś cieplejszego.
Póki co na zimowe dni zakupiłam od babulinki na targu przepiękne wełniane rękawiczki.
Za całe 10 złotych.
Teraz tylko czekać na śnieg!
Miłego dnia!
Alicja