***
Dzień dobry kochani!
Nadeszły święta. Czekaliśmy na nie pełni niepokoju i niepewność. Zastanawialiśmy się jak to będzie, czy wirus już wtedy nas opuści, czy będziemy mogli wrócić do normalności…
I choć raczej nikt nie wierzył, że wszystko rozejdzie się po kościach i że będzie można normalnie żyć, to wszyscy jednak mieliśmy nadzieję…
Po raz kolejny okazało się, jak na niewiele rzeczy w życiu mamy wpływ…
Te święta niestety są dla nas zupełnie inne niż wszystkie. Chociaż co roku jesteśmy tylko w swoim gronie, czyli Piotr, dzieci i ja, to zawsze jednak przychodzi moment na wspólną kawę z resztą rodziny. W tym roku tego nie doświadczyliśmy. Zgodnie z zarządzeniami siedzimy w domu i dbamy o siebie.
Jedyne nasze wyjścia to samotne spacery z dziećmi, które niezależnie od wszystkiego potrzebują ruchu i świeżego powietrza. Poza tym nie kontaktujemy się z nikim. No chyba, że weźmiemy pod uwagę sąsiadów, z którymi prowadzimy życie towarzyskie z pozycji balkonu.
Nic ponad to. Siedzimy i czekamy na koniec tego szaleństwa.
Naszym świętom oprócz wyjścia na mszę i kawę niczego nie brakowało. Były pisanki, sianie rzeżuchy, robienie babki i sernika oraz ustrajanie domu.
W niedzielę obowiązkowe niespieszne śniadanie, które jak zwykle przeciągnęło się do obiadu, a ten z kolei do kolacji. No i rozmowy, rozmowy, rozmowy.
To też trudny czas na opanowanie nudy, opanowania nastrojów i huraganu myśli. Trudny, ale bardzo, bardzo potrzebny, bo uczy nas wiele o nas samych. Możemy w końcu dotknąć naszego środka, tego niewidzialnego ducha, który w nas siedzi, z którym tak często nie mamy kontaktu. Ten czas to błogosławieństwo, a nie przekleństwo. To dla nas cenna lekcja życia i śmierci.
Dlatego staramy się nie narzekać, tylko w milczeniu obserwować, co dzieje się dookoła nas i z ufnością czekać na kolejny dzień. To jedyne, co jest w zasięgu naszych możliwości. Realne tu i teraz. Nic ponad to.
To też dobry moment na oswojenie tematów tabu, jakimi są śmierć i przemijanie. Tematy, które wyparliśmy z naszej świadomości, a które niezależnie od tego istnieją, czy tego chcemy czy nie. Teraz możemy nauczyć się rozmawiać o nich. Bez bólu, bez smutku, ale z pełną świadomością, że tak właśnie wygląda prawdziwe życie, że to naturalne jak oddychanie, że tak jest dobrze, że to część życia.
Oswoić się. Pogodzić. Tym się teraz między innymi zajmujemy.
Uczymy się wierzyć, że życie nie kończy się wraz z ostatnim oddechem, że możemy zaistnieć jeszcze raz a może wiele razy, a już na pewno być wśród naszych bliskich po śmierci. I choć nie na wszystko chcemy się zgodzić, choć dziewczynki buntują się na ten porządek świata, to jednak podejmujemy ten trud oswajania rzeczywistości i mówienia prawdy o życiu.
Myślę, że Święta Wielkanocne to doskonały moment na trudne rozmowy, szczególnie te o śmierci i przemijaniu. Historia Świąt Wielkiej Nocy kończy się happy endem i daje nadzieję, warto w niej szukać ukojenia.
I ja tej nadziei chciałabym Wam życzyć.
Chciałabym Wam także życzyć wiary w mądrość natury.
Wiary w waszą własną siłę, w waszą mądrość…
Wiary w dobro- niezależnie jak nazwane- Jezus, Budda, energia, natura…
Wiary w to, że wszystko będzie dobrze.
Uśmiechu i pogody ducha.
Harmonii wypływającej wielkim strumieniem z Waszych serc.
Spokoju.
I zdrowia.
Ściskam Was najserdeczniej i najczulej.
Wasza Alicja
***