Słowo na niedzielę

Uwielbiam biurka, stoliki, blaty, zwykłe dechy- słowem wszystko, na czym można popracować.

Gdzie można się rozłożyć, zrobić piękny bałagan. Gromadzić, piętrzyć, zbierać.

Mam do tego słabość.

Uwielbiam zmieniać ten kąt w zależności od potrzeby, pory roku, humoru.

Moje królestwo metr na metr.

Czasem jest tu barokowo, czasem w duchu zen.

Bywa, że nie widać mnie ze stosu spiętrzonych książek, a czasem chowam wszystko do półek i tworzę sobie niczym nie zakłóconą przestrzeń.

Zmieniam tu fotele, na krzesła, krzesła na wiklinę.

Dodaję kwiaty, gałęzie albo ustawiam puste wazony.

Lubię kłaść na biurko nowe książki, podarowane, zdobyte, pożyczone.

Lubię zastanawiać się, którą tym razem przeczytam jako pierwszą.

Pozwalam, żeby kusiły mnie okładkami, kolorami, treścią.

Zasypiając widzę ten mój mały poukładany świat i ten widok mnie uspokaja.

To tu najczęściej pachnie kawą, to tu mnie nikt nie dotyka,  domownicy zostawiają w spokoju moje myśli i ciało.

To najlepszy punkt obserwacyjny.

To tu jest najcieplej, najprzyjemniej, inspirująco.

To tu najbardziej czuje się sobą- nic mnie nie rozprasza, do głosu dochodzą moje myśli, stany, uczucia.

To tutaj mam chwilę, żeby się nimi zająć, dopuścić je do głosu.

Zastanowić się nad sobą, swoją przyszłością, czasem przeszłością.

Tutaj układam zadania na dzień. Tutaj rozmyślam o rodzinie i tym, czego potrzebują i co mogę dla nich zrobić.

Czasem wydaje mi się, że to tutaj się zaczynam.

Bardzo, bardzo lubię to miejsce.

Przycupnięte w kącie sypialni.

Cierpliwie czekające, kiedy będę miała chwilę zająć się nie-domem.

Gdybym mogła miałabym takie miejsce w każdym pomieszczeniu w domu.

Takie bazy, gdzie mogłabym się ładować.

 🙂

Spokojnej niedzieli moi mili.

A.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *