***
To już dwa miesiące odkąd Janka jest z nami, a ja nadal nie mogą się nacieszyć.
Wszystkie inne sprawy przestały mieć znaczenie.
Codzienność troszkę zwolniła. Pasje zaniedbane, bo staram się jak najwięcej czasu spędzać z dziewczynkami…
Zależy mi na każdej chwili. Już pogodziłam się z myślą, że po raz drugi będę musiała odpuścić kilka swoich ulubionych czynności na rzecz nowych, robionych dla kogoś.
Teraz jeśli czytam to raczej bajki dla dzieci, jeśli robię zdjęcia to raczej moim królewnom, jeśli prowadzę długie rozmowy to już nie o książkach, podróżach czy trendach we wnętrzach, ale o emocjach, szkole czy po prostu o tym, jaki zaskakujący jest świat na co dzień.
Albo wygłupiam się przed Janką, żeby sprowokować ją do śmiechu :).
I choć brakuje mi bardzo snu, choć czasem marzę, żeby pobyć sama, żeby móc wrócić do swoich wnętrzarskich pasji, to nie chcę rezygnować z czasu z nimi, popędzać ani przyspieszać wydarzeń.
Najlepiej niech wszystko delikatnie opada na swoje miejsce, w harmonii i spokoju. Bez zbędnych emocji i rozczarowań. Niech robi się przestrzeń dla nowych obowiązków bez niepotrzebnej szarpaniny.
Szukam siły w sobie na to wszystko. W sobie i otoczeniu.
Zaraz po porodzie w każdym kącie postawiłam naczynia z zielonymi gałązkami. Wymyśliłam sobie, w co głęboko wierzę, że ich energia pojawi się u nas w domu.
Dąb, brzoza, olcha- wyłaziły ze wszystkich kątów.
W domu zrobiło się bardzo przyjemnie i zielono. Jak w lesie prawie.
Myślę, że dzieciom dobrze zrobiła taka zmiana dekoracji i że czerpały z niej tak dużo sił jak ja.
W sypialni postawiłam wazon z dębowymi gałązkami, żeby szybciej dojść do siebie po porodzie i żeby wstawać rano z całą ilością sił na następny dzień. Jak wiecie nie był to głupi pomysł- głównym lokatorem naszej sypialni jest oczywiście Janka, więc spanie nie należy teraz do najłatwiejszych zadań. W sumie łatwiej jest nie spać niż spać.
Kalince dałam natomiast ogromną gałąź brzozy. Podobno ma dobrą energię, a już z pewnością pasuje do naszej uśmiechniętej Kalinki.
Olcha trafiła do salonu.
W domu zrobiło się niezwykle przyjemnie.
Wróciły chęci do dekoratorskich zadań i w przypływie szaleństwa poczyniłam pewne zmiany w sypialni.
Zamieniłam się z Janką na stoliki, a przy nowym biurku stanął nie kto inny tylko PAN LUDWIK.
Z kolei lustro z pokoju Kali trafiło na ścianę obok pieca.
Wydaje mi się, że tak jest lepiej. Nasza sypialnia jest dość specyficzna i dzięki tej zmianie meble moim zdaniem lepiej ze sobą grają.
Nie będę już tego zmieniać. Na razie.
Myślicie, że tak jest ok?
Pozdrawiam Was!