***
Dzień dobry!
Za oknem w końcu śnieg.
Od listopada złoszczę się na zdjęcia koleżanek, które pokazują, ile napadało u nich śniegu.
Uważałam to za skrajnie niesprawiedliwe, że w takiej Łodzi dajmy na to, pada i pada, a u nas, prawie w górach, ciągle jest zielono i cieplutko.
A teraz, kiedy ten śnieg już spadł, boję się, że będzie do maja…
Tak sobie po cichu marzyłam, że końcówkę ciąży spędzę ubrana w zwiewne sukienki i nie będę musiała się martwić, czy zmieszczę swoje opuchnięte nogi do zimowych buciorów.
🙂
Do porodu zostało jeszcze trochę czasu- dzielnie zmierzamy do szóstego miesiąca. Odliczam dni, jak w wojsku i dziękuję za każdy, który mogę spędzić w domu.
To i tak cud, że tyle czasu udało mi się przechodzić bez szwanku.
Sześć lat temu nie było tak wesoło…
No a skoro tak, to chyba się domyślacie, że bardzo, bardzo na siebie uważam.
I niestety wszystko idzie wolniej niż zwykle i trudniej już mi się poruszać, zginać, o podnoszeniu czy przestawianiu mebli nie wspomnę…
Nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja, tym bardziej, że Nowy Rok przywitałam z nowymi planami na najbliższą przyszłość.
Czy pamiętacie, jak podzieliłam się z Wami swoim marzeniem, żeby stworzyć swój własny alibabowy targ i sprzedawać w nim wszystko to, co mnie zachwyca i inspiruje?
No właśnie…
Rzecz nie stoi w miejscu i udało mi się zrobić krok do przodu 🙂
Głównym problemem do tej pory, jaki miałam, żeby takie przedsięwzięcie rozpocząć, był brak miejsca na warsztat, gdzie mogłabym naprawiać meble i nadawać przedmiotom nowy wygląd oraz lokal, gdzie mogłabym Wam pokazywać już te gotowe.
I stało się, mam, dwa w jednym. Warsztat i sklep, a raczej sklepik.
🙂
Będzie to jednocześnie studio, umożliwiające mi aranżowanie tychże czterech kątów w zależności od pogody, nastroju albo potrzeby.
Dzięki temu będę mogła odciążyć mój dom, w końcu zaaranżować go tak, jak chciałam od początku. Wynieść wszystkie nieużywane aktualnie przedmioty, które teraz siłą rzeczy muszą być poupychane w kątach, co powoduje, że dom przypomina raczej sklep niż mieszkanie.
No i najważniejsze, będę mogła się wyżyć, będę mogła spokojnie pracować- szlifować, malować brudzić się i wszystko dookoła.
Przede mną mnóstwo pracy…
Nawet nie wiecie ile.
Miejsce, które znalazłam- w najlepszej możliwej dla mnie lokalizacji, czyli dwa piętra niżej :), jest w fatalnym stanie.
Ale z ogromnym potencjałem. 🙂
Do wymiany jest wszystko. Łatwiej było by chyba zburzyć kamienicę i postawić ją od nowa :).
Nie poddaję się jednak i jeszcze bardzo, bardzo wierzą, że uda mi się to wszystko ogarnąć.
I marzę po nocach, że stanie się to przed narodzinami naszej kruszyny, żebym zaraz po mogła zaczynać swoją przygodę.
Tak więc proszę i błagam- trzymajcie kciuki za mojego męża przede wszystkim 🙂 bo to on będzie głównym wykonawcą, ja będę tylko kierownikiem budowy, używającym palca wskazującego jako narzędzia pracy.
Trzymajcie kciuki za mnie, żeby omijały mnie szpitale i leżenia w łóżku i żebym mogła co jakiś czas staczać się do naszej SUTERENY i nadzorować (sic!) prace.
Żeby dzieciątko, które teraz takie grzeczne i spokojne, po porodzie nie zmieniło swojego charakteru i pomieszkiwało ze mną w warsztacie, pomagając swoją grzecznością dokończyć to, co zaczęłam.
🙂
Oczywiście podzielę się z Wami moim nowym nabytkiem.
Najpierw uprzedzę Was, na co się powinniście szykować, bo po obejrzeniu można dostać zawału.
🙂
Ściskamy gorąco ja i KTOŚ.