***
Sztuka abstrakcyjna to jedna z tych rzeczy w życiu, która bardzo długo była przeze mnie nierozumiana i nie brana poważnie pod uwagę.
Nie zdziwiłabym się, gdybyście mieli podobnie.
Mając do wyboru obrazy z treścią, a te „nie wiadomo o czym” zawsze wybierałam te pierwsze. Dlaczego?
Powód był bardzo prosty- nie rozumiałam sztuki abstrakcyjnej. Albo jeszcze inaczej- wydawało mi się, że powinnam ją rozumieć, a ni w ząb się na tym nie znałam.
Wszystko zmieniło się, kiedy poznałam Łucję Kowalczyk- malarkę z Cieszyna. To ona pierwsza zaczęła opowiadać mi o tym, żeby wyzbyć się schematów w patrzeniu na obraz, że nie trzeba się na tym znać, że wystarczy czuć.
Według niej na tym właśnie polega odczytywanie sztuki- jeśli oddziałuje na twoje emocje, to jest dobra i nie ważne, co o tym samym obrazie, rzeźbie czy czymkolwiek innym, sądzi osoba stojąca obok. Obraz ma się podobać tobie. Ma z tobą rezonować, rozmawiać, ma pomóc ci odkrywać siebie, rozumieć to, co w sobie nosisz albo przynajmniej pomagać ci to rozpoznać i zaakceptować.
Ta teoria brzmiała znajomo, ale wiem, że niewielu z nas pozwala sobie na takie odbieranie świata. Chcemy być dopasowani do większości. Przez to spychamy to, co w nas wyjątkowe, gdzieś głęboko, żebyśmy nie musieli konfrontować tego ze światem, bo możemy zostać niezrozumiani, wyśmiani, albo co najwyżej zlekceważeni. Do tego to okropne uczucie, które mamy wdrukowane w DNA- wstyd.
Każde moje spotkanie z Łucją to byłby niekończące się rozmowy o sztuce, o tym czy aby na pewno się nie myli w swojej teorii.
Przekonała mnie ostatecznie, kiedy opowiedziała mi o pracowni malarskiej Malort, którą prowadzi już od wielu lat w Cieszynie.
Ideę pracowni stworzył Arno Stern, który znany jest z tego, że namawiał, aby nie oceniać prac malowanych przez dzieci. Apelował, żeby nie pytać, co jest na obrazku, dlaczego trawa nie jest zielona, a czemu nie ma taty obok, a dlaczego wybrałeś takie smutne kolory? Zależało mu na tym, żeby dzieci mogły wyrażać się i poznawać poprzez tworzenie. Bardzo nie chciał, żeby tworzenie było dla dzieci spełnianiem oczekiwań dorosłych. Chciał pozwolić dzieciom rozwijać się według tego, co mają w sobie, bez oceniania, czy to dobre czy złe. Był świetnym psychologiem. Zresztą znakomicie wychował swojego syna, jak na tamte czasy w bardzo nowatorski sposób. Sam w życiu bardzo wiele przeszedł.
Podczas rozmów z Łucją przypominały mi się wszystkie te szkolne sytuacje, które miały na celu stłamsić każdą naszą próbę bycia kreatywnym. No nie oszukujmy się, trzeba było się dostosować, inaczej odstawało się od grupy, a tego nikt nie chciał.
Zdecydowanie nie chcę tego dla swoich dzieci, co więcej obserwowanie ich rozwoju jest dla mnie bardzo ciekawym zajęciem i sprawia mi dużo przyjemności.
Teraz już możecie się domyślić, że kiedy pojawił się pomysł współpracy z Łucją nie miałam już żadnych obaw, żeby w to wejść. Co więcej, okazało się, że obrazy kiedyś przeze mnie niezrozumiałe doskonale „pracują” we wnętrzach. Świetnie potrafią się dopasować i dobrze zagrać z otoczeniem.
I nie, wcale nie jest tak, że każdy z nas jest w stanie stworzyć dzieło sztuki. Do tego trzeba wielu lat praktyki, pracy. Trzeba nauczyć się obcować z formą, wyrażać się kolorem, skoro nie można treścią, tak jak to jest w przypadku innych obrazów.
Tak oto powstało kilka aranżacji ze sztuką abstrakcyjną. Wszystko po to, żeby i was do niej przekonać. A nuż pomoże to komuś dopuścić do głosu to wszystko, co jest schowane głęboko w środku. Może w tych obrazach znajdziecie odwagę i inspirację do podążania za tym, co w was najpiękniejsze.
To co? Otwieramy głowy?
Alicja
***