***
Pytacie o łóżeczko więc nie mam wyjścia i spieszę z pokazaniem.
Nie jest złożone, bo to jeszcze nie jego czas.
Łóżeczko było w kolorze miodowym, takie najzwyklejsze na świecie.
Po wielu różnych próbach i pomysłach pomalowałam go na kolor Antoinette farbami Annie Sloan.
Kolor moim zdaniem wyszedł bardzo dobrze, ale oczywiście całkowity efekt będzie widoczny dopiero po złożeniu go i zaścieleniu.
Tak czy siak uważam, że kolor jest bardzo wdzięczny i już mam w planach malować kolejne meble z pokoju Janki.
Zamysł jest taki, że pokój będzie w stonowanych barwach- siwy, popiel z dodatkiem koloru właśnie w postaci przybrudzonych różów i bieli. Smaczkiem mają być zielenie i fiolety, takie jak na obrazie Marioli Ptak.
Choć szczerze Wam powiem, że za każdym razem kiedy wydaje mi się, że mam już gotowy plan do realizacji to i tak efekt końcowy potrafi znacznie obiegać od zamierzonego. Zawsze w trakcie pracy okazuje się, że inne rozwiązanie będzie lepsze.
No zobaczymy…
A farby są godne polecenia. Ja wybrałam się na warsztaty z malowania farbami kredowymi do Katowic do Bielmoni i szczerze się zaskoczyłam ich możliwościami.
Nie wiem, czy z wszystkich efektów skorzystam, czy są dla mnie, ale malowanie na gładko z pewnością jest tym, czego szukałam.
Natomiast celowe postarzanie to chyba nie dla mnie…
Wolę raczej autentyczny, stary mebel niż nowy, stylizowany.
Choć uważam, że farby kredowe w rękach niektórych osób to rzeczywiście dzieło sztuki.
No i nie ma co ukrywać, że główną zaletą są kolory.
Farb kredowych jest dużo i paleta barw jest imponująca.
Jest w czym wybierać.
Ja jestem przed kolejnymi zakupami.
I tu po raz kolejny odkrywam, że większą przyjemność sprawia mi kupowanie farby do mebli niż kosmetyków.
Też tak macie?
🙂
ps.
dekor, który jest na trzech ostatnich zdjęciach ściągnęłam mężowi ze ściany w pracowni i pomalowałam na biało (farbą Pure White).
Teraz wisi jako dekor nad drzwiami w łazience.
🙂