***
Dzień dobry!
Ja wiem, że lato już w pełni. Ba! Pesymiści mówią nawet, że to już jego połowa, ale dla mnie ono zaczęło się dopiero teraz. Dlaczego? A no dlatego, że dopiero teraz pozwoliłam sobie na wakacyjny vibe. Może to za sprawą czytelniczych wakacji, na które wybrałam się z Kaliną (standardowo do Krakowa, ale o tym opowiem Wam w innym poście)? Może dlatego, że wcześniej byłam zbyt oszołomiona zmianą pór roku? Zauważyłam, że przeskok z zimowo- wiosennej aury na letnią i aklimatyzacja zajmują mi coraz więcej czasu. Nie wiem. Tak czy inaczej mam lato!
Ostatnie miesiące nie są jakieś szczególne pod względem luzu i spokoju. Przyznam się Wam, że już dawno nie czułam się tak po prostu „dobrze”- spokojnie i bezpiecznie. Myślę, że to ogólne napięcie, które czuję mocno wpływa na to, że nie umiem odczuwać radości tak, jak kiedyś.
Kiedyś z wielką łatwością wpadałam w stany ekscytacji, jeśli mogę tak powiedzieć. Potrafiłam się zachwycić, trwać w tym zachwycie, nosić go w sobie i pielęgnować.
Od jakiegoś jednak czasu nie mam już tej umiejętności i jest to bardzo niewygodne uczucie. Mam tylko płaskie emocje. Jestem bez werwy, bez energii i bez chęci. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile muszę nad sobą pracować, żeby codzienność nabrała jakiegoś żywszego koloru.
No i to lato, które nie chciało do mnie przyjść.
To są bardzo dziwne rzeczy dla mnie. Dookoła wszystko jest w porządku, nie mam powodów do zmartwień, a jednak głowa, ciało, dusza- szaleją.
Z całych sił staram się nie poddać temu dekadenckiemu nastrojowi, ale jest to cholernie trudne. Zwalam winę na pandemię, wojnę, depresję i ciągle myślę, jak fajnie było bez tego. I czy teraz też tak może być?
Czy zachce mi się robić znowu śniadania „w stylu Moniówki” (ojeju jakie to były fajnie śniadania!), czy dam radę upijać się na nowo zachodami słońca, czy francuskie piosenki będą mnie cieszyć jak dawniej?
Tęsknie strasznie do tych emocji. Nie do przeszłości, nie do tamtego czasu, ale właśnie do tej umiejętności cieszenia się życiem, codziennością. Dzisiaj ta codzienność mnie męczy, odbiera energię i fantazję. Popołudniowe słońce potrafiło wybuchnąć mi w mózgu, a teraz kiedy zaświeci ja widzę tylko kurz. Dawniej miewałam wspaniałe, ekstatyczne, bezsenne noce, wywołane pomysłami, które nie dawały spać do rana. Nie mogłam doczekać się ich realizacji, radość tworzenia była tak ogromna, że zaczynało to nawet być męczące- wiedziałam, że jak tylko położę się do łóżka będę wyobrażała sobie wszystko to, co zrobię, to co mogę zrobić. Teraz nie śpię, bo się boję.
Osiągnąć lato w takim stanie jest bardzo trudno. Cokolwiek osiągnąć w takim stanie jest bardzo trudno.
Owszem, mam momenty, kiedy czuję spokój, ale mam też takie, że mogłabym przesiedzieć cały dzień i patrzeć w jeden punkt. Z zainteresowaniem nawet, ale siedzieć i nic nie robić. Nie ruszać się. Nie myśleć. Tylko trwać.
W zasadzie nie ma się czemu dziwić ani tak przyglądać. Doskonale wiem skąd we mnie taki stan i wiem też, że przechodzę swojego rodzaju dojrzewanie. W kobiecość. W dorosłą kobietę. No ale jednak, uwiera mnie to. Lubiłam siebie dziką. Zajmuje mi trochę czasu zaakceptowanie tego nowego spokoju we mnie, tej ciszy, tej nobliwości. Nawet moje ciało, z dnia na dzień, postanowiło dołączyć do psyche i zacząć się zmieniać. Przedziwna metamorfoza. Taka zrobiłam się stateczna, przewidywalna, płaska. Jeszcze trochę sobie poczekam, przyjrzę się temu, zobaczę, dokąd to zmierza, a potem nadam sama kierunek jeśli zdołam. W nudzie nie wytrzymam! Muszę odkryć w sobie nowe bodźce, nowe guziczki ponaciskać, jakieś wesołe.
I może wtedy przyjdzie już całkiem do mnie to lato.
A może będzie już wtedy zima? Kto wie.
Byle nie skostnieć. Byle się nie dać.
Ściskam
Alicja
***