***
Maj w tym roku przeszedł samego siebie! Było cudownie, twórczo, pachnąco i zielono, czyli tak jak lubię najbardziej.
Udało mi się zrealizować kilka bardzo ważnych spraw, a to zawsze dobrze rokuje.
Co najważniejsze- mogłam nacieszyć się kwiatami, kolorami i zapachami. Na dodatek udało mi się przejeść truskawkami, tak, jak sobie zaplanowałam.
Nieskromnie powiem, że uważam to za swój ogromny sukces, bo mi się to udało wyśmienicie. Wciskałam w siebie te truskawki jak w gęś. Pewnego dnia nawet pochorowałam się z objedzenia, ale nie zniechęca mnie to do dalszego działania.
Jeszcze ich trochę do zjedzenia zostało, a już nadszedł czas na objadanie się czereśniami… no, ale nie wyprzedzajmy faktów. Zresztą jestem dość wytrwałym człowiekiem o silnym charakterze i sądzę, że i z tym sobie poradzę.
Dodatkowo w miesiącu maju mój małżonek kategorycznie zabronił mi picia kawy po tym, jak prawie umarłam. Prawdopodobnie na serce (choć ja w dalszym ciągu twierdzę, że najwięcej z tym wspólnego miały jednak truskawki).
Dodatkowo wymyśliłam sobie nowe marzenie, takie do spełnienia, że chciałabym zobaczyć siebie w ciele fit.
Tak dla fanu. Zobaczymy, co z tego będzie, ale mogę się zaskoczyć… jeszcze nie wiem czy pozytywnie czy negatywnie. Tę kwestię zostawiam na później. A jak uda mi się osiągnąć założony cel, to kupię sobie nagrodę w postaci gaci. Obcisłych, lajkrowatych, kolorowych.
Dodatkowo zrealizowałam marzenie w postaci posiadania platynowej głowy. U fryzjera spędziłam dokładnie tyle czasu, ile leci się do Chin. Przeżycie ekstremalne nie tyle ze względu na różnicę w wyglądzie, co ze względu na głód, jaki towarzyszył mi pod koniec.
Ponadto uruchomiłam stronę internetową, której dopiero się uczę i bardzo możliwe, że będziecie ode mnie dostawać jakiejś dziwnej treści maile, bo zupełnie nie opanowałam subskrypcji, polityki prywatności i miliona dodatkowych funkcji, których nazw nawet nie pamiętam, a wiem, że są bardzo, bardzo ważne i to właśnie od nich zależy mój sukces, jako blogera, żony, matki, człowieka…
Do tego udało mi się odpocząć, kiedy wydawało mi się, że to już nie będzie możliwe. A odpoczynek przyszedł znienacka, zupełnie mnie zaskoczył, ale dałam mu się porwać, położyć, unieść i tak oto jestem przed Wami — rześka, wypoczęta i pijana szczęściem. Po tym strasznym zmęczeniu zostało tylko wspomnienie i pobladłe cienie pod oczami…
No, a na koniec powiem Wam, jak bardzo się cieszę, bo w tym miesiącu kupiłam sobie zawrotną ilość książek, których nie przeczytam, bo niestety nie mam na to czasu. I nie będę miała przez najbliższe 20 lat, kiedy to moje córki pójdą na swoje i jeszcze nie będą miały dzieci. Także projekt emerytura rozwija się w najlepsze i tylko obawiam się, czy będzie mi dane tak długo żyć, żeby jednak zdążyć je przeczytać.
Kończę i ściskam Was trochę jeszcze majowo i nieśmiało pytam, jak tam Wasz maj? Spisał się?
Alicja
***