***
Schyłek lata szalony.
Albo pięknie, albo leje jak z cebra.
Na tą okazję przyszło nam się przeziębić.
A że Kalinka jak już coś robi to całym sercem, toteż kaszle już czwarty tydzień. Smarka, kicha a ja zapomniałam już, że może być inaczej.
Co prawda mam swoje przypuszczenia, co mogło nas tak załatwić- lody, lody albo lody 🙂
Do tego taniec w deszczu, bo przecież kiedyś trzeba to zrobić, a na koniec szaleństwo w wesołym miasteczku nad rzeką, od której zawiewało jak cholera.
Podobno było warto się rozchorować.
🙂
Ot, dziecięca logika.
Ale kto nie lubi chorować kiedy mama rzuca wszystko i leci utulić obolałe ciałko, rozpieszcza rosołkiem i zgadza się na bajki.
A wieczorem wyciągnie z torby nową książeczkę- pocieszycielkę i czyta na dobranoc.
No i nie ma co ukrywać, że ja sama lubię te momenty.
A nich ma sobie ten katar.
Póki co koniec lata zapowiada się całkiem znośnie.
Ale w powietrzu czuć już zbliżającą się jesień. Cienie takie długie, wieczory takie nostalgiczne jakieś…
Lubię to.
Całuję Was serdecznie
Alicja