Chlebem i słomą- sesja dla Stowarzyszenia Serfenta

 

 

***

 

 

Ten wpis to jest niezbity dowód na to, ile mam tutaj zaległości…
Sesja, którą Wam dzisiaj pokazuję jest jeszcze z zeszłego roku. Wykonałam ją dla Stowarzyszenia Serfenta w związku z warsztatami organizowanymi przez Serfentę „Chlebem i słomą”. Były to warsztaty z wyplatania koszy rozrostowych i z nauki pieczenia chleba.
Jest dla mnie wyjątkowa z kilku powodów. Po pierwsze wspaniale się pracuje z osobami, które wierzą w to co robią i robią to z całych sił, a takie właśnie są dziewczyny z Serfenty. Po drugie sesja jest bardzo  spokojna i prosta, a to, jak dla mnie, duże wyzwanie, bo mam tendencję do przesady (w każdej sferze życia), ale o tym już chyba mówiłam…
Na dodatek bardzo dobrze mi się kojarzy — ze spokojem, prostymi domowymi czynnościami, takimi, które tworzą atmosferę domu.
Ciepły chleb i domowe masło, robione przez moją babcię, pamiętam z dzieciństwa. Jedliśmy głównie to, co sami zrobiliśmy. Robienie masła czy pieczenie chleba było bardzo uroczystą chwilą, chociaż mogło nam przecież spowszednieć…
Ale to była jakaś magia, wszyscy wiedzieli, że działo się wtedy coś wyjątkowego i podchodzili to tego z szacunkiem.
Później moment krojenia pierwszej kromki…
Zjadanie do ostatniego okruszka, nawet wtedy, kiedy był już suchy… KIlkanaście lat temu to było takie naturalne, że niczego się nie wyrzucało… Dzisiaj nazywa się to no waste… i dobrze, że jest, szkoda tylko, że tak dużo jedzenia marnujemy i że musimy tworzyć nowe trendy, żeby sobie z tym poradzić. A przecież to wszystko już było… i czasem okazuje się, że nawyki naszych dziadków wcale nie były takie głupie. Dziś w wielu sytuacjach do nich wracamy, a kiedyś wydawały się obciachowe…

Tak czy inaczej sesja z chlebem jest jedną z moich ulubionych głównie ze względu na prostotę i spokój, jaki ze sobą niesie, a połączenie rękodzieła z pieczeniem chleba dodatkowo wzmocniło ten efekt.

Nie wiem czy znacie historię Stowarzyszenia Serfenty- jeśli nie to koniecznie to nadróbcie. Dziewczyny przywracają tradycyjne rękodzielnictwo, jakim jest wyplatanie koszy, w dzisiejsze czasy. Kolejny przykład na to, jak zajęcia z przeszłości, w wielu miejscach dawno zapomniane, potrafią się dzisiaj obronić. Dziewczyny idą jak burza. Tworzą wspaniałe projekt, prowadzą warsztaty, opiekują się rzemieślnikami, którzy jeszcze pamiętają, jak się robi plecionki- od początku do końca- i przekazują tą wiedzę dalej.

Ich rzeczy możecie kupić na stronie  www.serfenta.pl

A teraz trochę o samej sesji… Kosz rozrostowy, kabłącok, w którym są jabłka i słomokulka- to bohaterowie sesji. No i oczywiście chleb. Kilka prostych dodatków- drewniane noże, stara deska do krojenia i lniany obrus. Do tego koniecznie świeca, ponieważ poranek był wtedy bardzo mroczny, wręcz przygnębiający. Chciałyśmy jakoś odpędzić mrok… Nie obyło się bez koloru- dzbanek, przywieziony z Wiednia i magazyn Kukbuk, bo patronował warsztatom. Tyle.
Nie wiem, czy to zasługa światła, czy dobrej energii Pauliny Adamskiej, z którą robiłam zdjęcia, ale kosze zaprezentowały się wspaniale. I musicie mi wierzyć na słowo, że wszystkie ich kosze wyglądają obłędnie we wnętrzach. Słomokulka sprawdza się w roli osłonki na doniczkę, miejsca na przechowywanie (w zasadzie wszystkiego), ale też super wygląda postawiona bez niczego na stole (u mnie królowała w zeszłym roku na Wielkanoc).

Kabłącoki, czyli te śmieszne kosze z prostą ścianką i uchwytem kupiłam dwa. W jednym trzymam aktualnie orzechy, a w drugim, mniejszym- zabawki.

Osobiście jestem chyba największą fanką rzeczy wyplatanych z rogożyny…

A Wy lubicie plecione rzeczy? Macie takie w domach? Jak je wykorzystujecie? No i najważniejsze pytanie- kto z Was piecze chleb i używa do tego koszyka rozrostowego?

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *